Pamiętasz kiedy się poznaliśmy?
Na jednej z tych bezsensownych imprez naszej przyjaciółki Marit, gdzie z każdym rokiem coraz bardziej zalatywało kiczem. Godziny spędzane u niej w domu dłużyły mi się niemiłosiernie, mimo że na co dzień bardzo lubiłem z nią przebywać. Zresztą oboje lubiliśmy jej dziwne poczucie humoru i pewnie dlatego nigdy nie powiedzieliśmy jej prawdy na temat tego, co sądzimy o jej kolorowych i przesłodzonych domówkach. Sprawiało jej to tyle radości, a my nie chcieliśmy jej tego odbierać. Z biegiem czasu myślę, że było to dobre posunięcie.
Pamiętam dokładnie twoją zwiewną, niebieską sukienkę, kiedy to zobaczyłem cię po raz pierwszy w życiu. Rozglądałaś się uważnie swoimi jasnymi, świecącymi oczami. Uśmiechałaś się lekko. Byłaś tak czarująca, że nie potrafiłem odwrócić od ciebie wzroku, choć jeszcze wtedy nie miałem tyle odwagi, by do ciebie podejść. Myślisz,że przeznaczenie sprawiło, iż oboje tak polubiliśmy Marit i tamtego dnia znaleźliśmy się w tym samym miejscu?
Marit. Szkoda, że tak szybko odeszła…
Gdy żyła, między nami było o wiele lepiej. Zawsze potrafiła w szybki i bezbolesny sposób nas pogodzić. Słuchała uważnie każdej ze stron i w ostateczności potrafiliśmy się dogadać w kwestiach najbardziej spornych.
Chociaż czasami patrzyła na mnie ze współczuciem. Myślisz, że wiedziała o twoim drugim życiu? Może się tylko domyślała i nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków o niczym mi nie powiedziała. Sądzę, że wierzyła w naszą miłość. Ona zawsze wierzyła…
Pamiętam dzień, kiedy powiedziała mi o swojej chorobie i powolnym końcu jej życia. Wtedy pierwszy i ostatni raz przy mnie płakała. Powiedziała też, że nie warto marnować cennych dni na rozmyślaniu o własnym istnieniu, trzeba działać, cieszyć się każdą chwilą. Marit to potrafiła. Nawet u kresu swego życia - zawsze uśmiechnięta.
Jednak im ona była dalej, tym ty również bardziej się oddalałaś.
Początkowo myślałem, że nie potrafisz pogodzić się z jej śmiercią. Musisz pobyć trochę sama, przeanalizować pewne sprawy.
Pomyliłem się.
Ty już od dawna się odsuwałaś. Każdego dnia coraz bardziej, ale nie zauważyłem tego, ponieważ Marit zawsze zbierała nas jakoś do kupy. Skracała dzielącą nas odległość i przez jakiś czas było dobrze. Aż do jej śmierci…
Kiedyś w szpitalu powiedziała mi, że powinienem się zastanowić nad swoim postępowaniem. Zapytała czy żyję zgodnie z własnym sumieniem, czy jestem szczęśliwy. To pytanie wydało się mi głupie i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Oczywiście, że byłem szczęśliwy, bo miałem ciebie.
Ty - najważniejsza istota mojego życia.
Dwa tygodnie po pogrzebie Marit zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których w żaden sposób nie rozumiałem.
Przyszłaś do mnie. Smutna, zapłakana, ale gdzieś tam w środku kryła się obojętność.
- Przyszłam po swoje rzeczy - powiedziałaś cicho ze spuszczoną głową. Bałaś się na mnie spojrzeć? Przecież nigdy nie zrobiłem ci krzywdy.
- Wyprowadzasz się? - Czy to nie było oczywiste? To nie miało żadnego sensu, nie mieliśmy już czego podtrzymywać, ratować. Jednak chciałem wiedzieć.
Spojrzałaś na mnie pełna przygnębienia. Jest ci smutno, że ode mnie odchodzisz? Zrobiłem coś nie tak? Czy o co chodzi?
- Nie byłam fair w stosunku do ciebie, Mathias - odpowiedziałaś po dłuższej chwili - Jesteś naprawdę wspaniałym mężczyzną, ale…
- Ale? - Po co to wszystko, przecież wiedziałem. Jednak chciałem usłyszeć to z twoich ust. Pragnąłem, żebyś zaprzeczyła, że to, o czym powiedział mi Kristian to zwykłe brednie, ludzie kłamstwa.
- Zakochałam się w innym - wyszeptałaś ze łzami w oczach.
To prawda.
- Jak długo jesteś w nim zakochana? - Ty już dobrze wiedziałaś o co pytam, więc znów spuściłaś swoje piękne oczy i delikatnie się skuliłaś. Zachowywałaś się tak jakbym ciągle na ciebie krzyczał, a ty się bała. Przecież nigdy taki nie byłem, nigdy nie podniosłem ręki. Twoje zachowanie bardzo mnie drażniło.
- Mathias, zależało mi na naszych uczuciach…
- Jak długo? - zapytałem ponownie, tym razem o wiele wolniej, byś mogła dokładnie zrozumieć, o co pytam.
- Ponad pół roku - spojrzałaś na mnie niepewnie, a mi coś przekręciło się w żołądku.
Zdradzałaś mnie. Tyle czasu mnie zdradzałaś do jasnej cholery!
Wpatrywałem się w twoje cudownie niebieskie oczy, chciałem znaleźć w nich jakieś zaprzeczenie.
Prawda okazała się bardzo bolesna.
- Walizki są w szafie na dole. Zostaw klucz pod wycieraczką - odparłem i zabierając swoją kurtkę z wieszaka wyszedłem z domu. Nie miałem ochoty znajdować się z tobą w jednym pomieszczeniu ani minuty dłużej.
Mogłem ci zrobić awanturę. Pokazać ci jak bardzo mnie zraniłaś.
Nic by to nie zmieniło. Podjęłaś już decyzję.
Wolałem wyjść i zostać sam.
Kobieta bezwzględna. Bez mrugnięcia okiem cały czas mnie oszukiwałaś. A ja zakochany, ślepy nic nie zauważyłem. Zupełnie nic.
Byłem aż tak głupi i naiwny?
Nie wiem czy wtedy myślałem dokąd tak naprawdę idę, ale nagle znalazłem się na cmentarzu.
Szybko odnalazłem Marit.
Zawsze prosiła, by przed pomnikiem postawić drewnianą ławeczkę, by jej przyjaciele mogli przychodzić na plotki.
Chyba ja przeszedłem jako pierwszy. Ironia losu? A może to dlatego, że sam ją zbudowałem. Nikt nie ważył się mnie uprzedzać.
Usiadłem na niej i w ciszy wpatrywałem się w wyryte w kamieniu napisy.
Moja kochana Marit.
Najlepsza przyjaciółko.
- O wszystkim wiedziałaś… i nie powiedziałaś mi, ponieważ wiedziałaś jak bardzo ją kocham.
Bez względu na wszystko, kocham.
Na jednej z tych bezsensownych imprez naszej przyjaciółki Marit, gdzie z każdym rokiem coraz bardziej zalatywało kiczem. Godziny spędzane u niej w domu dłużyły mi się niemiłosiernie, mimo że na co dzień bardzo lubiłem z nią przebywać. Zresztą oboje lubiliśmy jej dziwne poczucie humoru i pewnie dlatego nigdy nie powiedzieliśmy jej prawdy na temat tego, co sądzimy o jej kolorowych i przesłodzonych domówkach. Sprawiało jej to tyle radości, a my nie chcieliśmy jej tego odbierać. Z biegiem czasu myślę, że było to dobre posunięcie.
Pamiętam dokładnie twoją zwiewną, niebieską sukienkę, kiedy to zobaczyłem cię po raz pierwszy w życiu. Rozglądałaś się uważnie swoimi jasnymi, świecącymi oczami. Uśmiechałaś się lekko. Byłaś tak czarująca, że nie potrafiłem odwrócić od ciebie wzroku, choć jeszcze wtedy nie miałem tyle odwagi, by do ciebie podejść. Myślisz,że przeznaczenie sprawiło, iż oboje tak polubiliśmy Marit i tamtego dnia znaleźliśmy się w tym samym miejscu?
Marit. Szkoda, że tak szybko odeszła…
Gdy żyła, między nami było o wiele lepiej. Zawsze potrafiła w szybki i bezbolesny sposób nas pogodzić. Słuchała uważnie każdej ze stron i w ostateczności potrafiliśmy się dogadać w kwestiach najbardziej spornych.
Chociaż czasami patrzyła na mnie ze współczuciem. Myślisz, że wiedziała o twoim drugim życiu? Może się tylko domyślała i nie chcąc wyciągać pochopnych wniosków o niczym mi nie powiedziała. Sądzę, że wierzyła w naszą miłość. Ona zawsze wierzyła…
Pamiętam dzień, kiedy powiedziała mi o swojej chorobie i powolnym końcu jej życia. Wtedy pierwszy i ostatni raz przy mnie płakała. Powiedziała też, że nie warto marnować cennych dni na rozmyślaniu o własnym istnieniu, trzeba działać, cieszyć się każdą chwilą. Marit to potrafiła. Nawet u kresu swego życia - zawsze uśmiechnięta.
Jednak im ona była dalej, tym ty również bardziej się oddalałaś.
Początkowo myślałem, że nie potrafisz pogodzić się z jej śmiercią. Musisz pobyć trochę sama, przeanalizować pewne sprawy.
Pomyliłem się.
Ty już od dawna się odsuwałaś. Każdego dnia coraz bardziej, ale nie zauważyłem tego, ponieważ Marit zawsze zbierała nas jakoś do kupy. Skracała dzielącą nas odległość i przez jakiś czas było dobrze. Aż do jej śmierci…
Kiedyś w szpitalu powiedziała mi, że powinienem się zastanowić nad swoim postępowaniem. Zapytała czy żyję zgodnie z własnym sumieniem, czy jestem szczęśliwy. To pytanie wydało się mi głupie i pozbawione jakiegokolwiek sensu. Oczywiście, że byłem szczęśliwy, bo miałem ciebie.
Ty - najważniejsza istota mojego życia.
Dwa tygodnie po pogrzebie Marit zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których w żaden sposób nie rozumiałem.
Przyszłaś do mnie. Smutna, zapłakana, ale gdzieś tam w środku kryła się obojętność.
- Przyszłam po swoje rzeczy - powiedziałaś cicho ze spuszczoną głową. Bałaś się na mnie spojrzeć? Przecież nigdy nie zrobiłem ci krzywdy.
- Wyprowadzasz się? - Czy to nie było oczywiste? To nie miało żadnego sensu, nie mieliśmy już czego podtrzymywać, ratować. Jednak chciałem wiedzieć.
Spojrzałaś na mnie pełna przygnębienia. Jest ci smutno, że ode mnie odchodzisz? Zrobiłem coś nie tak? Czy o co chodzi?
- Nie byłam fair w stosunku do ciebie, Mathias - odpowiedziałaś po dłuższej chwili - Jesteś naprawdę wspaniałym mężczyzną, ale…
- Ale? - Po co to wszystko, przecież wiedziałem. Jednak chciałem usłyszeć to z twoich ust. Pragnąłem, żebyś zaprzeczyła, że to, o czym powiedział mi Kristian to zwykłe brednie, ludzie kłamstwa.
- Zakochałam się w innym - wyszeptałaś ze łzami w oczach.
To prawda.
- Jak długo jesteś w nim zakochana? - Ty już dobrze wiedziałaś o co pytam, więc znów spuściłaś swoje piękne oczy i delikatnie się skuliłaś. Zachowywałaś się tak jakbym ciągle na ciebie krzyczał, a ty się bała. Przecież nigdy taki nie byłem, nigdy nie podniosłem ręki. Twoje zachowanie bardzo mnie drażniło.
- Mathias, zależało mi na naszych uczuciach…
- Jak długo? - zapytałem ponownie, tym razem o wiele wolniej, byś mogła dokładnie zrozumieć, o co pytam.
- Ponad pół roku - spojrzałaś na mnie niepewnie, a mi coś przekręciło się w żołądku.
Zdradzałaś mnie. Tyle czasu mnie zdradzałaś do jasnej cholery!
Wpatrywałem się w twoje cudownie niebieskie oczy, chciałem znaleźć w nich jakieś zaprzeczenie.
Prawda okazała się bardzo bolesna.
- Walizki są w szafie na dole. Zostaw klucz pod wycieraczką - odparłem i zabierając swoją kurtkę z wieszaka wyszedłem z domu. Nie miałem ochoty znajdować się z tobą w jednym pomieszczeniu ani minuty dłużej.
Mogłem ci zrobić awanturę. Pokazać ci jak bardzo mnie zraniłaś.
Nic by to nie zmieniło. Podjęłaś już decyzję.
Wolałem wyjść i zostać sam.
Kobieta bezwzględna. Bez mrugnięcia okiem cały czas mnie oszukiwałaś. A ja zakochany, ślepy nic nie zauważyłem. Zupełnie nic.
Byłem aż tak głupi i naiwny?
Nie wiem czy wtedy myślałem dokąd tak naprawdę idę, ale nagle znalazłem się na cmentarzu.
Szybko odnalazłem Marit.
Zawsze prosiła, by przed pomnikiem postawić drewnianą ławeczkę, by jej przyjaciele mogli przychodzić na plotki.
Chyba ja przeszedłem jako pierwszy. Ironia losu? A może to dlatego, że sam ją zbudowałem. Nikt nie ważył się mnie uprzedzać.
Usiadłem na niej i w ciszy wpatrywałem się w wyryte w kamieniu napisy.
Moja kochana Marit.
Najlepsza przyjaciółko.
- O wszystkim wiedziałaś… i nie powiedziałaś mi, ponieważ wiedziałaś jak bardzo ją kocham.
Bez względu na wszystko, kocham.
Oto przed Wami pierwszy rozdział :) Tekst nie za długi, nie za krótki, mam nadzieję, że w sam raz. Myślę, że weekend będzie dobrą porą na publikowanie nowości.
Ah, chciałabym jeszcze podziękować za komentarze pod Prologiem. Dają motywację do pracy, poważnie.
Trzymajcie się!!
Potrzebuję takiej motywacji, aby sama w końcu wziąć się za publikację kolejnego odcinka! Zrób coś błagam!
OdpowiedzUsuńChyba właśnie uświadomiłam sobie, że Twój blog to zbiór krótkich opowieści. Nie wiem czy jestem z tego powodu szczęśliwa. Już jestem wręcz zafascynowana tym co się dzieje. To tak jakby porównać film z serialem. U mnie zawsze wygrywa serial - w dokładniejszy sposób jestem w stanie poznać bohaterów. Mam nadzieję, że jak się już w nich w stu procentach zakocham nie opuścisz ich tak łatwo.
Co mam powiedzieć? Że jest bez duszy, bez skrupułów? Ze wiem, że będzie chciała wrócić, że dopiero potem uświadomi sobie, że go nie doceniła? Tak jest zawsze, znam to wręcz doskonale.
Do weekendu już blisko, także czekam na kolejną nowość! Na razie świetnie! Oby tak dalej! ;)
Fakt, że ta kobieta zraniła naszego bohatera dogłębnie. Czy może być coś gorszego od zdrady? Wątpię... ;/
OdpowiedzUsuńMarit to była bardzo dobra i oddana przyjaciółka. Cieszę się, że Mathias zbudował ławeczkę przed jej nagrobkiem.
To smutne, że dobrzy ludzie tak szybko odchodzą, a źli nadal chodzą po świecie i sieją swoje zło... ;/
Naprawdę mega smutny rozdział i mam nadzieję, że za jakiś czas powieje optymizmem!
Pozdrawiam i dużo weny życzę :*
Przepraszam, że tak dłuugo mnie tutaj nie było, ale miałam totalny zajob związany ze studiami i całość procesu nieco się przeciągnęła. ;) Wreszcie znalazłam chwilę na nadrobienie zaległości! Tak że w najbliższej przyszłości dodam komentarz również pod nowym postem. Nie musisz mnie informować o nn, nie ma takiej potrzeby. Wskakuję tutaj dość regularnie, więc generalnie jestem na bieżąco co do nowości. ;D
OdpowiedzUsuńWstrząsnął mną powyższy rozdział. Jest to swoiste studium na temat samotności człowieka, który przez cały czas przebywa pomiędzy ludźmi, ale nie umie bądź nie chce pogłębić z nimi relacji. Zamknął się w kokonie tych samych osób i do pewnego momentu czuł się bezpiecznie i pewnie - dopóki los nie przypomniał sobie o konieczności zniszczenia jego życia. Najpierw posłużył się Marit, którą prawdopodobnie przeciągnął przez niezłe cierpień zanim wreszcie litościwie pozwolił jej odejść, zostawiając ją w pamięci nielicznych,choć wciąż wiernych. Choć, chronologicznie rzecz biorąc, chyba los najpierw posłużył się ukochaną Mathiasa, gdy rzucał ją na pastwę uczucia tak silnego, tak gwałtownego, że dziewczyna zdecydowała się na zdradę. Na zawiedzenie zaufania, które główny bohater w niej pokładał, a do tego na uporczywe granie w kotka i myszkę, przerwane dopiero przez okres opłakania Marit. Też myślę, że świętej pamięci bohaterka wiedziała o wyskokach lubej Mathiasa. I też sądzę, że nie powiedziała mu o nich, bo wiedziała, że taka informacja zniszczyłaby mu życie i być może nawet doprowadziła do tragedii. Ale czy to zachowanie do końca etyczne? Ale czy można brać na siebie tak wielką odpowiedzialność za drugiego człowieka?
Niestety, nie umiem w pełni odpowiedzieć na powyższe pytania. Nie mam jeszcze wystarczającej wiedzy, zatem muszę czekać na nn, które pewnie coś niecoś mi rozjaśnią. ;)
PS Miłość Mathiasa jest tak piękna, że aż problemogenna...
Matko, ten komentarz to istne masło maślane. Muszę na nowo nauczyć się pisać recenzje. A nówka u mnie niedługo. Poinformuję, gdy się pojawi. ;)
pozdrawiam! cmok! cmok! ;D
Witam;*
OdpowiedzUsuńTrafiłam tu pierwszy raz ale już wiem że nie ostatni :) Czytałam prolog był bardzo tajemniczy ale jasno dawał do zrozumienia że pomimo tego co zrobiła mu Anna on zawsze będzie ją kochał, bo uzależnił się od jej obecności...
Zdziwił mnie fakt że Marit więdząc o zdradzie Anny nie powiedziała nic głównemu bohaterowi, wręcz przeciwnie, do samego końca próbowała ich połączyć, rozwiązyewała każde ich kłótnie. Anna widocznie nie dała rady więcej go oszukiwać... Szkoda tylko że zrobiła mu wielkie nadzieje i złamała serce na pół...
Pierwszy rozdział na razie wprowadza nas w nową sytuacje, jak dla mnie blog zapowiada się rewelacyjnie! wspaniale opisujesz uczucia, widać że opisyewanie ich nie stanowi dla ciebie problemu idzie ci to na prawdę bardzo dobrze. Mam nadzieje że powiadomisz mnie o nowych rozdziałach http://alice--a.blog.pl/
Serdecznie pozdrawiam!
Bardzo, bardzo podoba mi się Twój styl pisania. Jest taki romantyczny i tajemniczy. Czuję się, jakby Mathias był moim przyjacielem i opowiadał mi to wszystko. Genialnie wyszedł Ci opis Maria na samym początku. Mówiąc krótko, czuję się oczarowana ;*
OdpowiedzUsuńWow, baaardzo ciekawy rozdział. Sporo jest jeszcze nie wyjaśnionego, jestem troszkę ciekawa na jaką chorobę umarła Marit. Bardzo ciekawa!
OdpowiedzUsuńPo za tym bardzo fajnie piszesz, fajny dobór słów. Przez to czyta się łatwo i szybko :)
Chętnie przeczytam kolejne opowiadania, ale trzymam się zasady czytanie za czytanie, więc zapraszam do mnie:
http://vampireandmillionaire.blogspot.com/
Jedna z komentujących napisała, że "jest to swoiste studium na temat samotności człowieka, który przez cały czas przebywa pomiędzy ludźmi, ale nie umie bądź nie chce pogłębić z nimi relacji". Mi jednak wydaje się, że nie jest to o samotności, ani o strachu przed relacjami z innymi (bliskimi) ludźmi. Kiedyś ktoś powiedział mi, że samotność jest wolnością. Bohater, którego historię nam tu przedstawiasz, nie jest wolny - daleko mu do tego stanu. Widać, że w jego sercu wielką rolę odgrywa zmarła przyjaciółka - Marit, a jednocześnie wręcz podkreśla, że to Anna (tak można wywnioskować po prologu) jest dla niego najważniejsza. Dlatego śmiem twierdzić, że nie jest on samotny - ma osoby, na których mu zależy, a to, że nie do końca wszystko układa się po jego myśli, wcale nie znaczy, że jest sam. Jestem ciekawa, jak rozwinie się to w kolejnych rozdziałach - skoro pozwolił jej odejść, będzie tego żałował? Będzie jej szukał? A może to ona odnajdzie jego? Albo natkną się na siebie przez przypadek?
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa.
Rozdział napisany bardzo ładnie. Jest lekki, mimo że opowiada historię smutną, która sama w sobie zmusza do refleksji nad własnym życiem. Dla osób, które przechodziły przez coś podobnego, może być ona swojego rodzaju "poradnikiem", bo pada tutaj kilka naprawdę ładnych zdań.
Jak zwykle, na koniec:
1. "Dwa tygodnie po pogrzebie Marit zaczęły dziać się dziwne rzeczy, których w żaden sposób nie rozumiałem." - po "Marit" powinien być przecinek.
2. "Chyba ja przeszedłem" - literówka - powinno być "przyszedłem"
Idę czytać dalej,
Minoo
healer-of-century.blogspot.com
Powiem szczerze, że pięknie:) naprawdę pięknie i wzruszająco.. co mi się szczególnie podoba? To że piszesz, jakby zwracając się do kobiety która odeszła.. świetny sposób narracji.
OdpowiedzUsuńwww.czarnekrolestwo.blog.pl
To niesamowite. Niezwykle podoba mi się sposób w jaki opisujesz tą historię. Zmuszasz czytelnika by wczuł się w rolę Anny i odbierał całą tą gorycz jaką Matias przekazuje w swojej wypowiedzi. To tak jakby pisał do niej list, albo opowiadał jej w cztery oczy co czuł w tamtym momencie.
OdpowiedzUsuńBardzo podobała mi się postać Marit. Szkoda, że już na starcie została przez ciebie uśmiercona. Nawet po tym krótkim fragmencie, po sposobie w jaki bohater o niej mówił można było odczuć pozytywną energię jaka od niej biła. To ciekawe, że pierwsze co zrobił Matias, dowiedziawszy się o zdradzie, było odwiedzenie grobu przyjaciółki. Musiał okropnie cierpieć. Widać, że kocha Anne do szaleństwa.
Zakochała się w innym... też coś. Nie zrozumiem jak mogła okłamywać go przez tak długi czas, skoro chciała iść do innego. Po co było to ciągnąć, skoro ich związek nie miał przyszłości. O ile mniej zadałaby mu bólu, gdyby rozstała się z nim od razu.
Ah, cudownie. Naprawdę mi się podoba ;)
Pozdrawiam ;*